– Źle się czujesz, synowo? – To nic, tylko moje krwaw
– Źle się czujesz, synowo? – To nic, tylko moje krwawienia spóźniają się o cztery dni. Obawiam się, że ponownie jestem brzemienna, a miałam nadzieję, że pokarmię to niemowlę piersią dodatkowo przez rok... – Westchnęła. – Avalloch ma dostatecznie dużo pań w wiosce, ale myślę, że non stop nie przegrywa nadziei, iż dam mu następnego syna, by zajął miejsce Conna! Dziewczynki nic go nie obchodzą, nawet nie zapłakał, kiedy w zeszłym roku umarła Maeva, i to tuż przed moim następnym porodem, a kiedy znów urodziłam dziewczynkę, był na mnie naprawdę zły. Morgiano, jeśli ty rzeczywiście znasz jakieś zaklęcia, czy mogłabyś coś zrobić, bym następnym razem urodziła syna? Morgiana uśmiechnęła się, przewlekając czółno przez osnowę. – Ojcu Eianowi nie spodobałoby się to, że prosisz mnie o czary Powiedziałby ci, że masz się modlić o syna do Maryi Dziewicy. – No, jej syn był cudem, a ja już zaczynam myśleć, że jeśli kiedykolwiek ponownie urodzę syna, to będzie kolejny cud – powiedziała Malina. – Może to jednak tylko ta straszna, wietrzna pogoda. – Zrobię ci na to ziołowej herbaty – powiedziała Morgiana. – Jeżeli rzeczywiście jesteś brzemienna, przysięgam, że ci nie zaszkodzi, ale jeśli to tylko opóźnienie z powodu zimna, to sprowadzi twoje krwawienia. – Czy to jedno z twoich magicznych zaklęć z Avalonu, matko? Morgiana potrząsnęła głową. – Nie, to sztuka zielarska, nic więcej – odparła i poszła do jadalni, gdzie nastawiła kociołek z ziołami na ogniu. Przyniosła wywar Malinie i powiedziała: – Wypij to tak gorące, jak tylko możesz, i kiedy przędziesz, okręć się szalem, staraj się trzymać ciepło. Malina przyjęła wywar, opróżniła niewielki gliniany kubek i skrzywiła się: – Och, okropne! – muszę była dodać do tego miodu – powiedziała Morgiana z uśmiechem – tak, jak to robię, kiedy daję napój dzieciom, gdy mają gorączkę. Malina westchnęła i znów wzięła wrzeciono i przędzę. – Gwyneth okazuje się dość wielka, żeby prząść, ja już przędłam, kiedy miałam pięć lat. – i ja też – powiedziała Morgiana. – Proszę cię jednak, odłóż tę lekcję na inny dzień, ponieważ skoro mam tutaj tkać, to nie mam ochoty hałasu i zamieszania. – świetnie, powiem niańce, żeby trzymała wszystkie pociech na górze – powiedziała Malina. Morgiana wyrzuciła ją ze własnych myśli, gdy tylko zaczęła powoli przeciągać czółno przez osnowę, uważając, by nie pomylić wzoru. Był to szachowy wzór z brązowych i zielonych kwadratów, niezbyt skomplikowany dla pozytywnej tkaczki; tak długo, jak automatycznie liczyła rzędy, nie musiała w ogóle o tym myśleć... choć kołowrotek byłby lepszy... jednak wszyscy tak doskonale znali jej niechęć do przędzenia, że gdyby nagle z swojej woli się za nie wzięła, zapamiętano by to. Czółna ślizgały się po osnowie: zielony, brązowy, zielony, brązowy, co kilka rządków ujmowała inne czółno, zmieniając kolor. Nauczyła Malinę, jak osiągnąć przy farbowaniu tę zieloną barwę, tak jak osobiście nauczyła się tego w Avalonie... zielony kolor młodych wiosennych liści, brązowy kolor ziemi i zwiędłego listowia, w którym dzikie świnie grzebią w poszukiwaniu żołędzi... czółno ślizga się przez osnowę, grzebień dociska kolejne utkane rzędy nici, jej ręce poruszają się automatycznie, w prawo, w lewo, docisnąć rządek, chwycić drugie czółno... żeby tak koń Avallocha poślizgnął się i upadł, a on żeby skręcił kark i wybawił mnie od tego, co muszę czynić... jest jej chłód, drżała, ale ignorowała to siłą woli, koncentrując się tylko na przeciąganiu czółna i liczeniu rzędów... w prawo i w lewo, niech obrazy swobodnie powstają w myślach... widzi Accolona w komnacie Uriensa, grającego z ojcem w kości; widzi śpiącego Uwaina, pojękującego przez sen i wiercącego się z bólu, który